sobota, 28 stycznia 2017

FUDTEST #28: Magnum Vanilla & Chocolate- recenzja

"Lody waniliowe z sosem czekoladowym (13,5%), kawałkami mlecznej czekolday (7%) i posypką z gorzkiej czekolady (1%)"
Czyli klasyka gatunku od Magnum- połączenie słodkiej, aromatycznej wanilii i intensywnej czekolady. Czy ten ładny kubeczek skrywa zgrany duet czy okaże się słabym wydaniem? Opis na opakowaniu brzmi obiecująco- jest zarówno mleczna jak i gorzka czekolada, a po Magnum raczej nie spodziewam się byle jakiego czekoladopodobnego tworu.
 Ale przejdźmy do konkretów. Po otwarciu czuć przyjemny, intensywny zapach czekolady deserowej; widzimy kawałki gorzkiej czekolady rozsypane po żółtawych lodach waniliowych. Wyglądają naprawdę apetycznie. W smaku nie są złe, myślę, że mają dość sporą zawartość kakao.
 Lody są miękkie ale też nie zbyt rzadkie- takie w sam raz do nabierania z kubeczka i nie roztapiają się szybko jeśli nakładamy je do naczynia. Szkoda, że gorzka posypka jest tylko na zewnątrz- naprawdę super komponuje się z delikatnymi w smaku lodami. 
Jednak co do tej delikatności właśnie- smak waniliowych lodów jest słodki ale też słaby. Wanilia zostaje trochę zdominowana przez czekoladę zarówno w postaci kawałków czy też sosu. Ciężko też wyczuć tutaj prawdziwie waniliowy smak.
 Po przebiciu się przez wierzchnią warstwę znajdujemy jeszcze więcej czekolady- są kawałki mlecznej jak i bardzo gęsty, ciemny sos. Na szczęście kawałków mlecznej czekolady nie ma za dużo- byłoby już za słodko. Sos czekoladowy natomiast jest ciężki i ma bardzo intensywny smak. Lody mogą zadowolić czekoladocholików, ponieważ smak jest bardzo czekoldowy- chociaż z wyglądu nie zanosiło się na to. Nasza delikatna wanilia ginie w tym czekoladowym szaleństwie ale zarazem w pewien sposób je dopełnia.
 Lody Magnum Vanilla & Chocolate zaskoczyły mnie swoją "czekoladowością". Na początku myślałam, że mała ilość posypki oznacza znikome ilości czekolady, jednak kakao wygrywa tutaj nad wanilią- myślę, że producenci troszkę olali lody i skupili się na czekoladowym szaleństwie. Nie są to może najlepsze lody waniliowo-czekoladowe jakie jadłam, ale są naprawdę w porządku (szczególnie jeżeli ktoś uwielbia dodatki czekolady pod różnymi postaciami). Odstraszająca może być cena lodów- ja zapłaciłam około 19zł! 
7,5/10

FUDTEST #27: Mokate Latte o Smaku Orzechowo-Czekoladowym- recenzja




"Napój kawowy w proszku o smaku orzechowym z czekoladą"
O ile nie przepadam za małą czarną, to nie pogardzę ciekawym deserem kawowym. A że trzeba próbować nowych rzeczy, postanowiłam wziąć pod lupę jeden z napojów w proszku od rodzimej firmy Mokate. Mimo że z przodu widzimy pyszną kawę z ogromną ilością puszystej piany i duży napis "Latte", producenci studzą nasze emocje opisem na tyle opakowania; że napój to oczywiste, nikt się nie spodziewa tutaj prawdziwej kawy latte, ale zastanowiła mnie końcówka "z czekoladą". Nie o smaku czekoladowym? Czyżby nie był to jedynie sztuczny smak taniej czekolady? Może będzie lepiej niż się spodziewałam?
 Otwierając hermetycznie zamknięty proszek, widzimy jego sporą ilość (zdjęcie powyżej wykonane po zrobieniu 3 porcji, a każda to 4 łyżki (!) proszku). Zapach jest typowy dla cappuccino w proszku; takiego od Mokate właśnie, jakie pamiętam z dzieciństwa 😃. Zdziwiło mnie to, że na jedną filiżankę potrzeba aż tyle łyżek proszku- czyżby był aż tak słaby?
Po zalaniu gorącą wodą pojawia się też już lepiej wyczuwalny zapach czekolady jak i orzechów laskowych. Przypomina gorącą czekoladę z dodatkowym orzechowym aromatem, albo też krem czekoladowo-orzechowy, taki z Terravity. Na wierzchu powstaje dość spora ilość puszystej pianki, razem z bąbelkami; wygląda całkiem całkiem i jest bardziej apetyczna od zapachu.
 Smak- tutaj niestety bez fajerwerków. Jest bardzo sztuczny, taki "proszkowy"; miłośnicy dobrej kawy czy napojów z jej dodatkiem nie będą raczej powaleni na kolana. Orzechowy smak jest również bardzo podrabiany a czekolady prawie w ogóle nie czuć. 
Nie miałam wysokich oczekiwań co do rozpuszczalnego napoju od Mokate- w końcu nikt nie powinien spodziewać się smaku świeżo parzonej latte z kawiarni. Ale mimo wszystko smak mógłby być bardziej prawdziwy i mniej sztuczny.
4/10

wtorek, 24 stycznia 2017

FUDTEST #26: Milka Mikołaj z alpejskiej czekolady z orzechami laskowymi- recenzja

Na początek kilka wyjaśnień. Wiem, że okres świąteczny już za nami, jednak dziwnym trafem straciłam zdjęcia mikołaja w całości po rozpakowaniu; później zrobiłam zdjęcia temu co po nim pozostało, dlatego z góry przepraszam za jedynie pół figurki 😁
Mikołaj był kupiony i przysłany z Niemiec, nie widziałam go w naszym kraju. Postanowiłam jednak, że będę też wrzucać Fudtesty produktów niedostępnych w Polsce- kto wiem, może ktoś będzie przy okazji w danym kraju lub skusi się na tyle by szukać go np w sklepach internetowych.
Przechodząc już do testu, nigdy nie szalałam za czekoladowymi figurkami w sreberku (no może te zajączki od Lindt są wyjątkiem, pozycja obowiązkowa w każdą Wielkanoc ;) ). W tym wypadku również nie skusiłabym się na mikołajową figurkę- przecież można zjeść zwykłą Milkę i wyjdzie to samo. Ale mikołaj z alpejskiej czekolady z kawałkami orzechów laskowych? Moja czekoladowa natura okazała się silniejsza i musiałam skusić się na tego fioletowego staruszka.
Opisu od producenta nie zamieszczę bo jest po niemiecku ale jest to pewnie coś w stylu: figurka z czekolady z mleka alpejskiego z kawałkami orzechów laskowych.


Byłam ciekawa co kryje się pod tym kolorowym sreberkiem (opakowanie jest urocze, sam oryginalny, bo fioletowy, mikołaj trzyma pełno prezentów w worku i zdaje się mówić "cii... schowaj mnie i zjedz nie dzieląc się z nikim"- i posłuchałam 😅). Jak duże będą kawałki orzechów? Czy tylko na zewnątrz czy w całej czekoladzie? A może w środku nie jest pusty i kryje większe orzechy? Mój mikołaj owszem był grzechocący ale po otwarciu, ku mojemu rozczarowaniu, okazało się, że się połamał i to co tak obiecująco grzechotało okazało się być jego plecami :(
 Wielkość jest typowa, jak większość czekoladowych mikołajów. Jest dość ciężki, więc użyto sporą ilość pysznej czekolady- zapowiada się świetnie. Po odwinięciu sreberka, o dziwo nie czuć znajomej woni fioletowej czekolady ale orzechów. Jest to bardzo przyjemny zapach, oczywiście to nie znaczy, że w ogóle nie czuć czekolady mlecznej, ale zdecydowanie dominują tutaj orzechy laskowe. 
 Na zdjęciach resztki mikołaja, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że podstawa figurki jest masywna, z grubej warstwy czekolady. Nawet tułów i głowa nie są cienką, kruchą warstewką czekolady, a porządną dawką mlecznej słodyczy (chociaż i tak udało się mu połamać, plecy były jednak cieńsze).
 Figurka powstała z czekolady mlecznej, w której jest mnóstwo drobnych kawałków orzechów laskowych. Z jednej strony super, bo orzechy mamy na całym mikołaju, ale czy kawałki nie będą zbyt małe by cokolwiek poczuć?
Na szczęście tak nie jest; kawałeczki są dobrze wyczuwalne- możemy nawet co nieco pochrupać. Sama czekolada jest typową milkową: słodka, mleczna, przyjemnie rozpływająca się na języku (a tutaj po rozpuszczeniu zostawia jeszcze na pyszne orzeszki laskowe na języku). Jedząc mikołaja, nie wiem dlaczego ale bardzo mocno skojarzył mi się z czekoladą mleczną z małymi kawałkami orzechów od Alpen Gold- chociaż smak czekolady w tym wydaniu był oczywiście inny, takie wrażenie towarzyszyło mi cały czas.
 Fioletowy mikołaj od Milki z orzechami laskowymi okazał się udanym zakupem. Jest bardzo słodki i zjedzenie go w całości graniczy z cudem- jeśli ktoś nie przepada za nadmiarem słodyczy, lepiej niech wybierze coś innego, ten od Milki naprawdę "zapycha". Zdecydowanie jedna z najlepszych świątecznych figurek z czekolady. I pomimo, że tak jak każde inne, mogłaby być zastąpiona zwykłą czekoladą, to jednak warto czasem dopłacić i pocieszyć nie tylko język ale i oko :)
8,5/10
 

FUDTEST #25: Graal Salatino- Tuńczyk z Dzikim Ryżem, Imbirem i Czerwoną Papryką- recenzja

"Sałatka z tuńczykiem, dzikim ryżem, imbirem i czerwoną papryką"
Czyli rybne danie w puszcze od firmy Graal. Sałaki z serii Salatino są znacznie tańsze od tych od Rio Mare, a ich skład jest również dobry- bez zbędnych ulepszaczy. Jako, że tradycyjna meksykańska wersja sałatki przypadła mi do gustu (chociaż jest słabo przyprawiona w porównaniu do droższej sałatki w różowym opakowaniu), zdecydowałam się przełamać i wypróbować inne propozycje od tej firmy. Między innymi właśnie ten smak.
Po otwarciu puszki (otwiera się łatwo, nigdy nie miałam jeszcze problemu z puszkami od Salatino) oczywiście pierwsze co uderza to zapach tuńczyka; czuć również marynowaną paprykę, a także woń kukurydzy i groszku, które przywołują na myśl jarzynową.
Sałatka prezentuje się kolorowo i smacznie, cieszy oko różnorodnością. Wszystkie składniki są równomiernie rozłożone, nie skupione w jednym miejscu. Jak zwykle, ryba leży przykryta pod dodatkami w sporej ilości oleju; aby się do niego dostać, musimy przedrzeć się przez barwną mieszankę warzyw i ryżu.
 Obawiałam się znikomej ilości dzikiego ryżu, jednak producent mile zaskoczył, było go naprawdę dużo, nie tylko na zewnętrznej warstwie sałatki. Twardość ryżu jest w sam raz- nie za twardy ale też nie rozmiękły.
Co do kolorowych warzyw, ich smak nie był już tak bajeczny jak ich wygląd. Marchew (bardzo rozmiękła), kukurydza i groszek mają kwaskowaty smak, ciężko poczuć ich prawdziwy smak. To samo dotyczy papryki. 
 Tuńczyk w smaku nie różni się niczym od innych sałatek Salatino. Mimo, że jego smak ma być wzbogacony dodatkami, to on je zdominował. Jedyne co wyczuwam to ryba i kwaśne warzywa (aż z ciekawości sprawdziłam datę na wieczku, sałatka miała jeszcze ponad 2 lata przydatności), w tym wszystkim ginie dziki ryż, który pomimo świetnej struktury nie zapewnia takiej sytości, jakiej można było się po nim spodziewać (musiałam zjeść tę sałatkę z pieczywem). O dziwo można wyczuć imbir, jeśli mocniej wytężymy nasze kubki smakowe, ale udział w składzie sałatki jest raczej znikomy (chociaż to lepiej, że nie przesadzili z  nim tak jak z kwaśnym posmakiem).
Ta sałatka z pewnością nie będzie przeze mnie mile wspominana. Może i ryż oraz tuńczyk były całkiem w porządku, ale wszystko zostało zepsute przez niesmaczne warzywa, które sprawiały wrażenie zepsutych. Troszkę więcej przypraw również nie zaszkodziłoby tej sałatce.
4,5/10


poniedziałek, 23 stycznia 2017

KINDER MUFFINS- Muffinki waniliowe Kinder (Schoko-Bons & Kinder Chocolate)- przepis


Muffinkowa alternatywa dla tortu urodzinowego brata. Jako, że jest wielkim fanem muffinek i Kinderów wszelakiej maści, nie musiałam długo zastanawiać się nad tym, co upiec. Pyszne, dwukolorowe, waniliowe ciasto skrywające wewnątrz kawałki Kinder Chocolate i całego cukierka Schoko-Bons w środku. Zamiast kremu, oblane są zwykłą mleczną czekoladą. Warto spróbować je gdy są jeszcze ciepłe- roztopiony cukierek w środku to największa atrakcja :)
 Przepis na 12 muffinek (wszystkie składniki w temperaturze pokojowej!)
  • 1,5 szklanki mąki
  •  3,5 czubatych łyżek masła
  • 0,5 szklanki mleka
  • 0,5 szklanki cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego/ 2 łyżeczki cukru wanilinowego
  • 0,5 laski wanilii
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 jajko
  • 1 żółtko
  • szczypta soli
  • około 20 kropel czerwonego barwnika w żelu
  • 12 cukierków Kinder Schoko-Bons
  • 4 sztuki Kinder Chocolate
  • 50g czekolady mlecznej
  • 1 łyżeczka oleju kokosowego 

 Mąkę przesiewamy do miski razem z proszkiem do pieczenia. W większej misce miksujemy miękkie masło razem z cukrem (i cukrem waniliowym, jeśli go używamy)- ucieramy najpierw na mniejszych, potem na większych obrotach aż do uzyskania gładkiej, puszystej masy. Następnie dodajemy ekstrakt waniliowy, ziarenka wanilii, jajko, żółtko i sól; miksujemy do połączenia składników. Ciągle miksując, dodajemy na przemian partiami suche składniki (mąkę i proszek) i mleko; wne aby zacząć i kończyć na dodaniu suchych składników. Masę dzielimy na pół. Do jednej wrzucamy schłodzone wcześniej (łatwiej się je wtedy kroi) i pokrojone w kosteczkę Kinder Chocolate i łączymy delikatnie łyżką. Do drogiej natomiast dodajemy czerwony barwnik i chwilę miksujemy do uzyskania pożądanego koloru.
Do papilotek nakładamy po łyżce ciasta z Kinder Chocolate; następnie kładziemy jeden cukierek Schoko-Bons, którego przykrywamy resztą ciasta (trochę czerwonego, trochę tego z Kinder Chocolate). Papilotki zapełniamy do 3/4 wysokości. Za pomocą wykałaczki możemy zrobić esy-floresy mieszając czerwone i białe ciasto.


Muffinki pieczemy przez około 25-30 minut w 180 stopniach Celsjusza (do suchego patyczka, chociaż możemy trafić na czekoladkę lub cukierka, wtedy patyczek będzie mokry nawet jeśli muffinki będą gotowe). Wyciągamy muffinki z formy i pozostawiamy do ostygnięcia.

 W kąpieli wodnej lub mikrofali rozpuszczamy czekoladę i olej kokosowy, następnie mieszamy do połączenia. Gotową polewą zdobimy ostudzone muffinki.   
 

sobota, 21 stycznia 2017

FUDTEST #24: Fitella Musli Strawberry with Chocolate- recenzja


"Musli chrupkie truskawkowe z kawałkami czekolady"
To kolejny ze smaków musli z serii Fitella. Tym razem jest to bardziej popularny smak: połączenie truskawki i czekolady- duet idealny. Oby tym razem nie okazało się inaczej.
Tak jak poprzednio, ładne opakowanie kusi dużymi kawałkami crunchy, plasterkami świeżych truskawek i wiórkami czekoladowymi. O ile na pierwsze dwa nie ma co liczyć, to mam nadzieję na znalezienie wewnątrz porządnych kawałków smacznej czekolady, a nie jakiś czekoladopodobnych okruszków. 
Również i tym razem zaskoczył mnie zapach. Czy jest bardziej truskawkowy czy może czekoladowy? Nie- czuć kokos! Nie żeby to był nieprzyjemny zapach (jest lepiej niż w przypadku sztucznego jabłkowego aromatu) ale skąd się im wziął ten kokos; może zmysły mnie już zawodzą.
 
 Płatki mają intensywny pomarańczowo-czerwony kolor. Oprócz płatków owsianych i crunchy (oczywiście maksymalnie rozdrobnionego), wytężając wzrok możemy dojrzeć czerwone cząsteczki liofilizowanej truskawki i wiórki (!) czekolady. Jest ich tyle co kot napłakał ale przynajmniej czekolada jest faktycznie w formie wiórek.


Kawałki truskawki mają kwaskowaty posmak, ale nie jest to bardzo rażące. Niestety również tutaj dominuje sztuczność smaku, gdyby nie informacja na opakowaniu, nie wiedziałabym, że próbuję właśnie truskawki. Co do wiórek, kawałki gorzkiej czekolady fajnie rozpływają się w ustach, ale nie jest to wyrób najlepszej jakości, tutaj też troszkę zaoszczędzili :(. Ogólnie musli jest słodkie, więc kwaskowatość niewielkiej ilości truskawek jest tutaj nawet zaletą.
Po zalaniu mlekiem, musli jest wciąż całkiem chrupkie przez pewien czas. Smakuje lepiej niż to jabłkowo-cynamonowe, chociaż wciąż dominuje tutaj sztuczny smak. Ogólnie są słodkie, dodanie czekolady dużo tutaj pomaga. Gdy płatki poleżą w mleku nieco dłużej, zyskują nieprzyjemny, tłusty posmak, więc nie ma co się ociągać przy jedzeniu.
 Mleko po płatkach nabiera ślicznego różowego, lekko malinowego koloru, ale na tym się kończy jeżeli chodzi o podobieństwa do truskawkowego mleka lub shake'a. W smaku daje sztucznością jeszcze mocniej niż same płatki, nie jest już wyczuwalna kwaskowatość truskawki.
Fitella Musli Strawberry with Chocolate nie powaliło mnie na kolana, ale przynajmniej okazało się lepsze od poprzednika. Wiem, że ciągle powtarzam tutaj o sztuczności smaku i zapachu ale naprawdę jest to mocno wyczuwalne i nie zdarza się we wszystkich owocowych musli; tutaj jednak jest to rażąca wada. Jako, że mam słabość do truskawki z czekoladą, ocena jest wyższa niż dla poprzedniego musli.
5,5/10
 

 






FUDTEST #23: Fitella Musli Cinnamon with Apple- recenzja


"Musli chrupkie cynamonowe z kawałkami jabłka"
Pierwszy z serii musli Fitella: smak jabłkowo-cynamonowy. Porcja "na raz" zamknięta w ładnym, kolorowym opakowaniu, na którym widzimy apetyczne kawałki chrunchy i jabłka. Ciekawe czy wewnątrz też znajdziemy takie duże kąski. Oczekiwania wobec tego smaku miałam duże, liczyłam na szarlotkowy smak z aromatycznym cynamonem i słodkim jabłkiem. Jaka okazała się rzeczywistość?
Już na początku zdziwił mnie zapach. Jest to woń nie cynamonu lecz suszonego jabłka; samej brązowej przyprawy prawie nie poczułam. Niestety nie jest to aromat prawdziwego suszonego owocu, uderzająca jest jego sztuczność, co działa odpychająco.
 Samo musli nie prezentuje się tak okazale jak na opakowaniu. Jest chrupkie, jednak kawałki crunchy są bardzo malutkie, praktycznie ich nie ma. Kolor przypomina cynamonowy, chociaż kawałki jabłka są podejrzanie pomarańczowe 😮. Widoczne są też płatki owsiane, ich ilość jest niemal równa chrupkim kulkom i kawałkom jabłka. Nie można się przyczepić, że czegoś jest mniej.
 Smak płatków jest mocno jabłkowy; niestety, znowu czuć sztuczność. Musli ma lekko maślany posmak, co nieco rekompensuje dziwaczny jabłkowy smak. Mimo, że czuć też cynamon, nie jest to zdecydowanie smak szarlotki. Płatki nie są przesadnie słodkie.
W połączeniu z mlekiem, musli długo zachowuje swoją chrupkość, nawet pomimo tak dużej ilości płatków owsianych, które jednak po namoknięciu kleją się do zębów, jak mają w zwyczaju. Mleko po płatkach zmienia kolor, ma pełno cynamonu (tak myślę), ale w smaku wciąż dominuje sztuczne, suszone jabłko. Mleko po płatkach nie nabiera na słodkości, pozostaje jedynie ich aromat.
 Fitella Musli z suszonym jabłkiem i cynamonem okazało się rozczarowaniem. Być może miałam zbyt wysokie oczekiwania, ale myślę, że crunchy jabłkowo-cynamonowe może mieć lepszy smak. Tutaj otrzymujemy mieszankę sztucznych aromatów, które wcale nie dają dobrego efektu smakowego, zapach również nie jest zachęcający. Plus należy się im za chrupkość, którą zachowują nawet po zalaniu mlekiem, chociaż kawałeczki crunchy były bardzo małe, powiedziałabym nawet, że ich tam nie było.
3,5/10

czwartek, 19 stycznia 2017

FUDTEST #22: Vitanella Chipsy z Mąką z Komosy Ryżowej i Solą Morską- recenzja


"Chipsy ziemniaczane formowane z dodatkiem mąki z komosy ryżowej i soli morskiej"
Fit chipsy? Taki oksymoron proponuje nam Biedronka. Są to zwykłe solone chipsy z tubki wzbogacone o komosę ryżową znaną też pod nazwą quinoa (aż dziwię się, że nie zastosowali tej nazwy na opakowaniu, przyciągnęłaby z pewnością więcej osób mających obsesję na punkcie wszystkiego co fit). Są dostępne jeszcze dwa inne warianty (z fasolą i drugi, którego nie mogę sobie teraz przypomnieć) ale wybrałam właśnie te, ponieważ ich smak zapowiadał się najbardziej obiecująco.
Wewnątrz tubki znajdziemy hermetycznie zamkniętą tackę, po której otwarciu uwalnia się mocny zapach smażonych chipsów (czyżby tak bardzo fit?😂). Zapach ten kojarzy mi się mocno z solonymi chrupkami, prażynkami, jest wręcz identyczny. Pomimo tłustej woni, skojarzenie z prażynkami wywołuje u mnie nie mały apetyt na chipsy solone.
 Strukturą chipsy nie różnią się niczym od tych zwykłych z tubki. Co je wyróżnia to kolor- jest on nieco ciemniejszy niż zwykle. Mam nadzieję, że to zasługa właśnie komosy ryżowej a nie efekt przesmażenia chipsów...



Chipsy są obficie obsypane, nie za tłuste w dotyku, nie brudzą mocno palców. Jednym słowem, sprawiają wrażenie produktu o zmniejszonej ilości tłuszczu. Nie są łamliwe i nie kruszą się, mają zwartą strukturę. Są też przyjemnie chrupkie i cienkie.
W smaku do znowu do złudzenia przypominają mi prażynki solone. Nie są jednak klejące jak prażynki, możemy je chrupać i chrupać. Smak jest dość ciekawy, nie taki jak w typowych solonych chipsach z tuby. Muszę przyznać, że ciężko mi się było od nich oderwać, chipsy znikały jeden po drugim, ale tacka wcale nie pustoszała w szybkim tempie.

 Chipsy z Biedronki z mąką z komosy ryżowej to pozycja obowiązkowa dla miłośników chipsów solonych. Według mnie, dzięki swojej chrupkości, przebijają one solone prażynki, które mają bardzo podobny smak. Mam zamiar wybrać się jutro po kolejną paczkę, bo niestety jest to pewnie seria limitowana.
8,5/10








FUDTEST #21: Milka Collage (Caramel, Biscuit and Chocolate Drops)- recenzja


"Wyrób cukierniczy z kremem kakaowym (48%), czekoladą mleczną z mleka alpejskiego (40%), kawałkami herbatników (4,5%), kawałkami czekolady (4,5%) i lekko solonymi kawałkami karmelu (2%)"
Taki wyczerpujący opis możemy znaleźć na opakowaniu jednej z dwóch rodzajów czekolady Collage od Milki. Chociaż czy czekolada to dobre określenie? Według producentów zasługuje raczej na miano "wyrobu cukierniczego"- nie brzmi to najlepiej, wręcz odstrasza od zakupu. Wszystkie Milki na etykiecie zawsze nosiły dumną nazwę czekolady, skąd więc nagle takie określenie? Nie będę tego dociekać, przynajmniej dalsza część jest dużo bardziej zachęcająca. 
To, co wyróżnia wyroby cukiernicze czekolady z serii Collage (jest też wersja malinowa), to nietypowy kształt tabliczki. Chociaż jest tutaj małe oszustwo, ponieważ ich masa skurczyła się ze 100 do 93g 😬. Otwierając opakowanie, możemy zobaczyć ów "kolaż" z herbatników, karmelu i mini łezek czekoladowych. Zapewne w zamiarze miał wyjść tzw "artystyczny nieład", jednak kawałeczki na każdej kostce są skupione w jednym miejscu i nie są równomiernie rozdystrybuowane (trochę górnolotnie, ale nie wiem jak to nazwać, żeby brzmiało normalnie 😁). Druga strona również ma nietypowy wygląd; zamiast tradycyjnych kostek z logo Milki, mamy nie do końca oddzielone od siebie, nieco większe kostki z lekko falującym (?) wzorem. Tabliczka prezentuje się ładnie.
Oczywiście pierwsze co czuć po otwarciu opakowania to dobrze znana woń czekolady Milka. Obecny jest też przyjemny zapach herbatników. Gdy wytężymy nasze nosy jeszcze mocniej, możemy też skojarzyć ją sobie z Milką Caramel (tą z płynnym karmelem w środku).
 Ogólnie czekolada jest bardzo słodka. Na ten efekt składa się nie tylko czekolada z alpejskiego mleka, ale też czekoladowe wnętrze jak również karmel. Nagromadzenie czekolady w postaci kremowego nadzienia i łezek daje mocno czekoladowe wrażenia, które są równoważone przez chrupiące herbatniki. Jednak mi tego chrupania troszkę brakowało; udział herbatników w kolażu mógłby być większy. 
 Kawałki karmelu są mocno słodkie (jak na karmel przystało), słony posmak nie jest intensywny, wręcz ledwo wyczuwalny, więc jeżeli ktoś nie przepada za solonym karmelem, powinien znieść tę znikomą ilość soli. Na kawałki powinny uważać osoby z plombami lub innymi problemami z zębami: karmel jest bardzo twardy. Myślę, że znajdą się też osoby, dla których karmelowe kawałeczki będą  zbyt słodkie, ale ja do takich nie należę (poza tym jest go w tej czekoladzie tyle co kot napłakał), dlatego nie wpływa to na moją ocenę.
Milka jak zwykle stworzyła pyszny i bardzo słodki produkt. Czy to czekolada czy wyrób cukierniczy, nie ma większego znaczenia; na pewno jeszcze sięgnę po Collage na sklepowej półce. Kto wie, może następnym razem będę miała szczęście i trafię na większą ilość herbatników ;)
9/10